sobota, 18 maja 2013

GOP 2013 - Dzień 6

W czasie wyhangarowania szybowców koledzy z nadzieją zapytali się czy mam zamiar dzisiaj latać na moim Jantarze. Nie byli chyba jednak zbytnio zdziwieni jak odpowiedziałem, że Jantar na razie nie lata bo mam zamiar skorzystać z wygranego przywileju do lotu na dwusterze z wielokrotnym Mistrzem Świata Sebastianem Kawą.


Na odprawie Sebastian rozdał 2 zadania: 179 i 304 kilometry. Pierwsza z tras była przewidziana dla początkujących i Puchaczy, a druga dla bardziej doświadczonych pilotów. Mieliśmy w planie polecieć krótszą z tras biegnącą przez Babią Górę, Magórkę w okolicy Martina oraz Szyndzielnię. Z Sebastianem wystartowaliśmy jako jedni z pierwszych i około 12:00 odeszliśmy na trasę.

fot. Sebastian Kawa

Bez większych problemów dosyć agresywnie dotarliśmy do Babiej Góry, gdzie złapaliśmy bardzo ładny, dopiero co tworzący się komin na jej północno-zachodnim zboczu.

fot. Sebastian Kawa

Następnie wzdłuż już bardzo dobrze mi znanego jeziora Orawskiego dotarliśmy do malowniczego masywu Małej Fatry.


Chwilę potem zaliczyliśmy punkt zwrotny nad Magórą i powinniśmy zacząć wracać do domu. Pogoda była na tyle dobra, że szkoda było rezygnować z tak dobrze rozpoczętego dnia i Sebastian zasugerował abyśmy polecieli w kierunku Chopoka na co ja ochoczo przystałem. Wiedza, którą od tego momentu zacząłem zdobywać może okazać się bezcenną, gdy już wezmę udział w zawodach w Prievidzy. Po kolei krążyliśmy nad szczytami Katova Skala oraz Lysec, gdzie nisko dogonił nas jeden z Jantarów,  ale jako, że brakło mu wysokości zawrócił w kierunku lotniska Martin.


Od tego miejsca zaczął się jeden z najtrudniejszych elementów dzisiejszego przelotu, gdyż trzeba było przeskoczyć przez wąski pasek powietrza pomiędzy podstawami chmur, a coraz to wyżej podnoszącą się ziemią. Sam pewnie nie odważyłbym się tam polecieć, a tak dzięki Sebastianowi bardzo dużo się nauczyłem. Trochę na termice a trochę na lekkim zafalowaniu zdobywaliśmy kilometr po kilometrze.


Po 15 długich minutach przeskoczyliśmy przez najgorszy obszar w rejon doliny Donovaly gdzie podstawy chmur zaczęły się stopniowo podnosić.

fot. Sebastian Kawa

Przed nami w oczach rósł masyw Niskich Tatr. Tutaj, gdzie góry zaczęły być wyższe, wszystko znowu stało się przewidywalne.

fot. Sebastian Kawa

Wykorzystując żagiel i kominy dosyć łatwo zaczęliśmy podnosić nasz szybowiec do góry.

fot. Sebastian Kawa

Widoki wysokich gór z zalegającym śniegiem w środku maja były bezcenne.

fot. Sebastian Kawa

Około 15:00 dotarliśmy do centrum turystycznego na Chopoku. Zapewne już dawno nikt tutaj nie widział Puchacza, który to gatunek z natury nie zapuszcza się w tak wysokie góry :-).

fot. Sebastian Kawa

Chwilę potem Sebastian powiedział, że mam przeskoczyć górę na północ, a tym samym zawietrzną i szukać kłaków rotorowych (małych chmurek kręcących się w kółko). Faktycznie znalazły się co najmniej 2 takie w pobliżu, ale niestety pomimo naszych usilnych prób nas nie podniosły a duszenia zaczęły się wyżywać nad naszym biednym szybowcem. Zaczęliśmy uciekać w dolinę Liptowską obserwując jak wskazówka wysokościomierza bezlitośnie wskazuje coraz to niższe numerki na skali. Na szczęście w połowie doliny koło jeziora Liptowskiego udało nam się znaleźć mizerny obłoczek a pod nim wcale nie lepszy komin, który jednak uratował nas przed potrzebą organizowania transportu po nasz szybowiec.

fot. Sebastian Kawa

Nasze szczęście nie trwało długo bo po doleceniu do południowych podnóży Tatr Wysokich boleśnie przekonaliśmy się, że wiatr wieje tu ze wschodu a my znowu latamy po zawietrznej zboczy. Jeden postrzępiony komin umożliwił nam dolot przez duszenia do pasma górskiego niedaleko Gubałówki na 300 metrach nad zbocza. Był to trzeci i ostatni kryzys tego dnia.

fot. Sebastian Kawa

W kominie wykręciliśmy podstawę podziwiając widoki na polskie Tatry i Zakopane a następnie udaliśmy się w kierunku domu.

fot. Sebastian Kawa

Te same zjawiska atmosferyczne, które wcześniej popsuły nasze plany, tym razem przyszły nam z pomocą. Na zderzeniu wilgotnej masy z wiatrem wschodnim z suchszą masą z wiatrem południowo-zachodnim nastąpiła konwergencja, która z kolei zaowocowała pięknym szlakiem chmur prawie prosto do mety. Chmury nad nami umożliwiły nam na wzniesienie się na ponad 2400 metrów nad poziom morza. Koło Babiej Góry wykręciliśmy dolot i o 16:30 zameldowaliśmy się nad lotniskiem.

Myślałem, że to już koniec atrakcji na dzisiaj, ale jak się okazało Sebastian nie miał jeszcze dosyć. W ciągu kolejnych 20 minut przećwiczył mnie z żagla na zboczach w okolicy Żaru dając zarazem cenne uwagi jak najefektywniej wykonać każdy element manewrów związanych z takim lataniem.

Wylądowaliśmy przed 17:00 po ponad 5 godzinach spędzonych razem w powietrzu. Tego dnia przelecieliśmy na Puchaczu 267 kilometrów z prędkością 61km/h. Muszę przyznać, że bardzo dużo w czasie tego lotu się nauczyłem, a Sebastian okazał się bardzo dobrym i wymagającym nauczycielem.

Nasz wspólny lot można zobaczyć na serwisie GCUP.EU.

Sebastian BARDZO dziękuję ci za poświęcenie swojego czasu na pokazanie mi latania górskiego i za każdą z cennych rad, których mi udzieliłeś!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz